wtorek, 31 lipca 2012

Dzień 24.

   Z naszych planów nic nie wyszło. Wczorajszy wieczór po raz kolejny przeciągnął się do późnych godzin nocnych. Wszyscy już dawno spali, gdy ja z Tomkiem popijaliśmy wino i wspominaliśmy dawne, szkolne czasy.

Chateau de carton bez carton bo zamókł

   Noc była zimna, a temperatura spadła do zaledwie 3ºC. Wstaliśmy około 8.00 i okazało się, że żaden z nas nie może jeszcze prowadzić samochodu. W związku z tym do Mount Isa za kółkiem musiały usiąść dziewczyny. Ania była zachwycona, tak bardzo, że do końca dnia z wrażenia zaniemówiła. Zwłaszcza do Tomka. Próba zarezerwowania wycieczki po kopalni zakończyła się fiaskiem. Najbliższy wolny termin był na czwartek, a tyle czasu nie mieliśmy zamiaru tutaj spędzić. W końcu kopalnie nie są dla nas aż tak bardzo niezwykłe. Po zatankowaniu ruszyliśmy do Camooweal. Do tej małej mieściny dojechaliśmy przed 16.00 i natychmiast zameldowaliśmy się na sympatycznym, równie niewielkim kempingu. Po włączeniu prania i zjedzeniu obiadu, poszliśmy na spacer po miasteczku, zakończony dłuższym pobytem na starym, zdewastowanym placu zabaw.

Camooweal

Camooweal

Plac zabaw w Camooweal

   Wróciwszy na kemping, zrobiliśmy jeszcze kilka prań, tak, że w końcu zabrakło nam klamerek. W związku z tym wewnątrz kampera na czym się tylko da, mamy na noc porozwieszane wyprane ciuchy.

Na strychu

 Przebieg dziś: 248,10 km
Razem: 4 936,70 km

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz