czwartek, 26 lipca 2012

Dzień 19.

   I znowu pobudka kilka minut po 6.00, bo na 9.15 mieliśmy zarezerwowaną kolejkę linową Skyrail do Kurandy. Szybko zjedliśmy śniadanie i po oporządzeniu kampera oraz dzieci, wszyscy z wyjątkiem mnie i Tomka dużego poszli jeszcze na naleśniki (taki zwyczaj na tym kempingu, że w czwartki między 8.00, a 9.00 w ogrodzie przy basenach smażą naleśniki i częstują kawą). Przy wejściu do ogrodów pani pyta o imię i narodowość, zapisuje je na karteczce, którą następnie każdemu przykleja. Po odstaniu w kolejce i usłyszeniu od jednego z kucharzy „Smacznego…”, dostajemy naleśniki, okraszamy je syropem klonowym, miodem, cynamonem – co kto lubi, i nie korzystając z piknikowej atmosfery tego miejsca, wracamy do kamperów – czas goni.

   Kuranda to górskie miasteczko, słynące z odbywających się tu targów. Leży ona w sercu wyjątkowo malowniczej, tropikalnej krainy. Niestety, urok Kurandy już dawno temu przestał być tajemnicą, a w dni targowe (takie jak dziś) miasteczko zapełnia się hordami turystów (takimi jak my). Choć w większości sklepów i stoisk handluje się wyłącznie tandetnymi pamiątkami, nadal zachowało się kilka straganów, na których można zaopatrzyć się w ciekawe wyroby artystyczne i rękodzielnicze. Do Kurandy wjeżdżaliśmy sześcioosobowymi gondolkami. Po drodze czekały nas dwie przesiadki połączone ze spacerem po lesie deszczowym.

Kolejka linowa do Kurandy

   Na miejscu, około 11.00, pierwsze kroki skierowaliśmy do Butterfly Sanctuary. Tam wszyscy z wyjątkiem mnie, obserwowali setki fruwających wokół, bajecznie kolorowych motyli. Niektóre z nich siadały im na ramionach czy kapeluszach. W butterfly nursery poznali proces rozmnażania i rozwoju tych pięknych owadów. Jako, że dziesięć lat temu miałem już sposobność zobaczyć Butterfly Sanctuary i nie wywarło ono na mnie jakiegoś magicznego wrażenia, tym razem odpuściłem sobie tę przyjemność i w tym czasie poszwendałem się po miasteczku.

Butterfly Sanctuary

Butterfly Sanctuary

   Z Buttefly Sanctuary już wszyscy razem wyruszyliśmy na przechadzkę uliczkami Kurandy, podczas której odwiedziliśmy na miejscowych targowiskach kilkanaście stoisk z rękodziełem i pamiątkami, lodziarnię i zjedliśmy obiad w restauracji.

Obiad w Kurandzie

   Tak upłynął nam czas do 15.30, o której to godzinie wyruszał pociąg Kuranda Scenic Railway do Freshwater. Podróż zajęła ponad dziewięćdziesiąt minut, podczas których zabytkowa kolejka jadąc poprzez las deszczowy mijała piękny wodospad Barron Falls, posuwała się powolutku nad skalnymi, kilkusetmetrowymi urwiskami, przejeżdżała liczne tunele i mosty dając nam okazję podziwiania krajobrazów przez okienka wagonów zbudowanych w początkach XX wieku.

Wsiadać, wsiadać, drzwi zamykać!!!

Kuranda Scenic Railway




   Po dotarciu do Freshwater pojechaliśmy z Tomkiem autobusem pod dolną stację kolejki Skyrail, gdzie rano zostawiliśmy nasze kampery. Następnie wróciliśmy ponownie do Freshwater po resztę ekipy i skierowaliśmy się prosto do Port Douglas, skąd jutro Sitki wyruszają na rafę. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w Woolworthcie na duże zakupy, bo w spiżarniach pustki. Nie mieliśmy zbyt daleko (około sześćdziesiąt kilometrów), więc odległość dzielącą nas od Port Douglas pokonaliśmy w niecałe dwie godziny i teraz stoimy na parkingu pod miejscową informacją turystyczną. Sitki chyba padli ze zmęczenia, bo jakoś do nas nie zapukali na wieczorne winko. W takim razie zaraz kładziemy się spać (dzieci posnęły w drodze).

Przebieg dziś: 98,00 km
Razem: 3 301,10 km

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz