I znowu pobudka kilka minut po 6.00, bo na 9.15 mieliśmy zarezerwowaną
kolejkę linową Skyrail do Kurandy. Szybko zjedliśmy śniadanie i po oporządzeniu
kampera oraz dzieci, wszyscy z wyjątkiem mnie i Tomka dużego poszli jeszcze na
naleśniki (taki zwyczaj na tym kempingu, że w czwartki między 8.00, a 9.00 w
ogrodzie przy basenach smażą naleśniki i częstują kawą). Przy wejściu do
ogrodów pani pyta o imię i narodowość, zapisuje je na karteczce, którą
następnie każdemu przykleja. Po odstaniu w kolejce i usłyszeniu od jednego z
kucharzy „Smacznego…”, dostajemy naleśniki, okraszamy je syropem klonowym,
miodem, cynamonem – co kto lubi, i nie korzystając z piknikowej atmosfery tego
miejsca, wracamy do kamperów – czas goni.
Kuranda to górskie miasteczko, słynące z
odbywających się tu targów. Leży ona w sercu wyjątkowo malowniczej, tropikalnej
krainy. Niestety, urok Kurandy już dawno temu przestał być tajemnicą, a w dni
targowe (takie jak dziś) miasteczko zapełnia się hordami turystów (takimi jak
my). Choć w większości sklepów i stoisk handluje się wyłącznie tandetnymi
pamiątkami, nadal zachowało się kilka straganów, na których można zaopatrzyć
się w ciekawe wyroby artystyczne i rękodzielnicze. Do Kurandy wjeżdżaliśmy
sześcioosobowymi gondolkami. Po drodze czekały nas dwie przesiadki połączone ze
spacerem po lesie deszczowym.
Kolejka linowa do Kurandy |
Na miejscu, około 11.00, pierwsze kroki skierowaliśmy
do Butterfly Sanctuary. Tam wszyscy z wyjątkiem mnie, obserwowali setki
fruwających wokół, bajecznie kolorowych motyli. Niektóre z nich siadały im na
ramionach czy kapeluszach. W butterfly nursery poznali proces rozmnażania i
rozwoju tych pięknych owadów. Jako, że dziesięć lat temu miałem już sposobność
zobaczyć Butterfly Sanctuary i nie wywarło ono na mnie jakiegoś magicznego
wrażenia, tym razem odpuściłem sobie tę przyjemność i w tym czasie poszwendałem
się po miasteczku.
Butterfly Sanctuary |
Butterfly Sanctuary |
Z Buttefly Sanctuary już wszyscy razem wyruszyliśmy na przechadzkę uliczkami Kurandy, podczas której odwiedziliśmy na miejscowych
targowiskach kilkanaście stoisk z rękodziełem i pamiątkami, lodziarnię i
zjedliśmy obiad w restauracji.
Obiad w Kurandzie |
Tak upłynął nam czas do 15.30, o której to
godzinie wyruszał pociąg Kuranda Scenic Railway do Freshwater. Podróż zajęła
ponad dziewięćdziesiąt minut, podczas których zabytkowa kolejka jadąc poprzez
las deszczowy mijała piękny wodospad Barron Falls, posuwała się powolutku nad
skalnymi, kilkusetmetrowymi urwiskami, przejeżdżała liczne tunele i mosty dając
nam okazję podziwiania krajobrazów przez okienka wagonów zbudowanych w początkach XX wieku.
Wsiadać, wsiadać, drzwi zamykać!!! |
Kuranda Scenic Railway |
Po dotarciu do Freshwater pojechaliśmy z Tomkiem autobusem pod dolną stację kolejki Skyrail, gdzie rano zostawiliśmy nasze kampery. Następnie wróciliśmy ponownie do Freshwater po resztę ekipy i skierowaliśmy się prosto do Port Douglas, skąd jutro Sitki wyruszają na rafę. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w Woolworthcie na duże zakupy, bo w spiżarniach pustki. Nie mieliśmy zbyt daleko (około sześćdziesiąt kilometrów), więc odległość dzielącą nas od Port Douglas pokonaliśmy w niecałe dwie godziny i teraz stoimy na parkingu pod miejscową informacją turystyczną. Sitki chyba padli ze zmęczenia, bo jakoś do nas nie zapukali na wieczorne winko. W takim razie zaraz kładziemy się spać (dzieci posnęły w drodze).
Przebieg dziś: 98,00 km
Razem: 3 301,10 km
Razem: 3 301,10 km
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz