W Sydney wylądowaliśmy zgodnie z planem, czyli o 10.20. Po szybkiej kontroli dokumentów udaliśmy się po odbiór naszego bagażu, który, tak jak się spodziewaliśmy, nie doleciał. Zanim opuściliśmy terminal, musieliśmy zatem zgłosić jeszcze jego zaginięcie, co nie trwało zbyt długo i około 11.00 spotkaliśmy się z oczekującymi nas już od kilku godzin Tomkiem i Lidką. Prosto z lotniska pojechaliśmy taksówką do wypożyczalni Britz, gdzie odebraliśmy nasze kampery. Podczas gdy ja z Tomkiem załatwialiśmy formalności, dziewczyny z dziećmi brały prysznic i kombinowały jak sobie poradzić bez rzeczy, które były w bagażach. Pierwsze wrażenie jakie zrobiły na nas auta nie było dobre, a potem miało być już tylko gorzej. Wnętrza przesiąknięte były przykrymi zapachami, wszystko się lepiło, nawet naczynia nie były pozmywane – słowem brud i smród. Do tego same wozy mają już spore przebiegi (nasz prawie dwieście tysięcy kilometrów, a Sitków grubo ponad sto tysięcy) i mocno odcisnęło się na nich piętno eksploatacji. Jednak pomimo sporych zastrzeżeń co do stanu technicznego i estetycznego, nie przedłużając udaliśmy się do Władki, wiedząc, że na nas czeka.
Władzia wiedząc już, że nie zdążymy na lunch, zmieniła plany i postanowiła przygotować na godzinę 20.00 kolację, którą mieliśmy zjeść wspólnie ze mieszkającymi u niej studentami. Jednak my dotarłszy do niej około 15.00, byliśmy już tak głodni, że ona natychmiast zaczęła przygotowywać nam na szybko coś do jedzenia. W związku z tym, gdy nadeszła pora wieczornego posiłku, na który Władzia jako potrawę główną przyrządziła Boeuf Stroganow, nie byliśmy specjalnie głodni i tylko podzióbaliśmy trochę, zostawiając ją z gotowym obiadem na kilka najbliższych dni, co nie do końca zachwyciło Piotra. W międzyczasie Ola próbowała myć wnętrze kampera, by choć trochę zrobiło się w nim milej i przytulniej. Po kolacji wraz ze studentami zjedliśmy jeszcze deser, na który, tradycyjnie już, była Pavlova.
Jako, że noc zapowiadała się zimna spróbowaliśmy jeszcze z Piotrem podłączyć kampery do prądu by w nocy mieć ogrzewanie, lecz okazało się, że wtyczki nie pasują do domowych gniazdek, więc czeka nas zimna noc. Na szczęście mamy sporo śpiworów. Natomiast nie mamy w co się przebrać i musimy spać w tych samych ciuchach w których odbyliśmy całą podróż i spędziliśmy dzisiejszy dzień.
Przebieg dziś: 13,30 km
Spotkanie po dziesięciu latach |
Władzia wiedząc już, że nie zdążymy na lunch, zmieniła plany i postanowiła przygotować na godzinę 20.00 kolację, którą mieliśmy zjeść wspólnie ze mieszkającymi u niej studentami. Jednak my dotarłszy do niej około 15.00, byliśmy już tak głodni, że ona natychmiast zaczęła przygotowywać nam na szybko coś do jedzenia. W związku z tym, gdy nadeszła pora wieczornego posiłku, na który Władzia jako potrawę główną przyrządziła Boeuf Stroganow, nie byliśmy specjalnie głodni i tylko podzióbaliśmy trochę, zostawiając ją z gotowym obiadem na kilka najbliższych dni, co nie do końca zachwyciło Piotra. W międzyczasie Ola próbowała myć wnętrze kampera, by choć trochę zrobiło się w nim milej i przytulniej. Po kolacji wraz ze studentami zjedliśmy jeszcze deser, na który, tradycyjnie już, była Pavlova.
Pavlova |
Jako, że noc zapowiadała się zimna spróbowaliśmy jeszcze z Piotrem podłączyć kampery do prądu by w nocy mieć ogrzewanie, lecz okazało się, że wtyczki nie pasują do domowych gniazdek, więc czeka nas zimna noc. Na szczęście mamy sporo śpiworów. Natomiast nie mamy w co się przebrać i musimy spać w tych samych ciuchach w których odbyliśmy całą podróż i spędziliśmy dzisiejszy dzień.
Przebieg dziś: 13,30 km
Razem: 13,30 km
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz