piątek, 20 lipca 2012

Dzień 13.

   Noc była bardzo zimna. Temperatura spadła do 8°C, więc pobudka nie należała do najmilszych. Żeby choć trochę zwiększyć komfort poranka szybko przebrałem się, umyłem zęby i przejechałem dzielące nas od Dreamtime Cultural Centre pięć i pół kilometra nastawiając grzanie na maksa. Jak się miało okazać, wstawał piękny, słoneczny dzień. Gdy Ola przygotowywała śniadanie, słoneczko już opierało się o nasze auto i powoli robiło się miło. Humory poprawiła nam także udana próba naprawienia uszkodzonej wczoraj przetwornicy napięcia z 12V na 240V. Zwiedzanie Dreamtime Cultural Centre rozpoczęliśmy od obejrzenia filmu poświęconego życiu i kulturze Aborygenów zamieszkujących wyspy Cieśniny Torresa oraz Przylądka Jork. Po filmie, bardzo sympatyczny przewodnik oprowadził nas po ośrodku opowiadając o zwyczajach miejscowej ludności, o ich wierzeniach i legendach, ilustrując swą pogadankę starymi fotografiami. Następnie w wykonanej z liści palmowych chacie przejęła nas lekko zestresowana autochtonka, która streściła historię wysp Cieśniny Torresa z naciskiem na okres odkrycia ich przez Europejczyków. Kolejnym punktem programu był pokaz gry na didgeridoo oraz lekcja miotania bumerangiem, przeprowadzone przez tego samego przewodnika z którym zaczęliśmy zwiedzanie. Najefektowniejszym rzutem popisał się Tomek duży (bumerang przez dłuższą chwilę nie miał zamiaru wylądować), aczkolwiek i Tomek mały dał z siebie wszystko. 

Chata z liści palmowych

Tomek rzuca bumerangiem

Z przewodnikiem

   Na tym zakończyła się nasza wizyta i tuż po 12.00 pojechaliśmy z powrotem do centrum Rockhampton aby coś zrobić z uszkodzoną oponą. W warsztacie, który znaleźliśmy założyli nam tylko koło zapasowe, gdyż nie mieli opon w tym rozmiarze. Dali nam za to namiar do swojej konkurencji, gdzie opony były i gdzie mieliśmy nadzieję sprawę załatwić. Niestety Britz odmówił sfinansowania tej operacji, zwłaszcza gdy okazało się, że u Sitków jeszcze jedna opona wymaga natychmiastowej wymiany, a u nas kolejne dwie. Bardzo nas to wkurzyło, tym bardziej, że dopiero teraz zobaczyliśmy w jak fatalnym stanie jest ogumienie naszych kamperów. Zastanawiamy się jak można było w ogóle wypuścić je w trasę wiedząc, iż czeka je kilkanaście tysięcy kilometrów.

Opona prawie nówka


   Cóż… Jakoś dojedziemy do Townsville (mamy jeszcze jedną zapasówkę), a tam niech się Britz martwi co z tym zrobić, bo nie wyobrażamy sobie by autami w takim stanie zapuszczać się w głąb kontynentu. W zasadzie nic nie załatwiwszy, a straciwszy tylko dwie godziny, ruszyliśmy do odległego o ponad trzysta kilometrów Mackay. Po drodze zrobiliśmy jeden postój na szybki posiłek oraz zakupy owoców z przydrożnego kramu i po 20.00 zatrzymaliśmy się na nocleg w centrum miasta przy punkcie informacji turystycznej. Po kolacji spotkaliśmy się jeszcze na kilkadziesiąt minut z Sitkami przy tradycyjnych winie i browarku.

Ola, polej!

Przebieg dziś: 345,30 km
Razem: 2 270,10 km

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz