Może nie wszyscy uświadamiają sobie ten fakt, ale tu na dole
globusa jest teraz zima. I choć pogoda na ogół jest znacznie lepsza niż podczas
naszego lata, to jednak fizyki z astronomią panie nie oszukasz i dzień jest
cholernie krótki. Jasno robi się dopiero po 7.00, a o 17.30 jest już zupełnie
ciemno. Ogranicza to trochę możliwości efektywnego wykorzystania spędzanego
tutaj czasu, bo po zmroku niewiele można zwiedzić, a wykorzystanie go na
przemieszczanie się do kolejnej atrakcji nie jest ani zbyt bezpieczne ze
względu na kangury, ani tym bardziej szybkie z powodu na ogół fatalnego stanu
tutejszych dróg. Mimo wszystko póki jesteśmy na wschodnim wybrzeżu, staramy się
jechać jak najdłużej po zapadnięciu ciemności i zwykle stajemy na noc około
23.00. Gdy wjedziemy w interior będziemy musieli porzucić ten tryb podróżowania,
gdyż ilość kangurów i związane z tym ryzyko uszkodzenia siebie i auta
drastycznie wzrosną. Dzisiejszy dzień był wyjątkiem od tej reguły, gdyż na
nocleg zatrzymaliśmy się już około 16.00 na Shaws Bay Holiday Park w Ballina aby
podładować akumulatory, które podobno nie są w stanie całkowicie zregenerować się w
czasie jazdy, oraz by zrobić pranie i ogolić się w komfortowych warunkach.
Wstaliśmy dzisiaj po 7.00 i w czasie porannych
przygotowań do wyjazdu zauważyliśmy, że zepsuło nam się spłukiwanie toalety, a
u Sitków nie działa ładowanie akumulatora życiowego w związku z czym uległ on w
ciągu nocy całkowitemu rozładowaniu. Trzeba będzie coś z tym zrobić w
najbliższym serwisie Britza. Po śniadaniu podjechaliśmy do centrum niewielkiego
Woolgoolga i poszliśmy na spacer po pięknej, długiej i szerokiej plaży z żółciutkim
piaskiem. Pogoda była wciąż taka jak w nocy i wczoraj, czyli nieszczególna, ale
nie padało. Natomiast od zachodu z minuty na minutę powiększał się pas
niebieskiego, całkowicie bezchmurnego nieba. Wyglądało na to, że za
kilkadziesiąt minut się rozpogodzi. I tak też się stało, co bardzo nas
ucieszyło. Na plaży dzieci nie potrafiły powstrzymać się od zdjęcia butów,
podwinięcia nogawek i wbiegnięcia w ciepłe fale Oceanu Spokojnego. Skończyło
się to oczywiście zamoczeniem spodni, a Tomka w pewnym momencie przewróciła
jakaś większa fala, tak, że był mokry aż po szyję.
Po powrocie do kampera Ola obmyła dzieci z soli i piachu, przebrała je w suche rzeczy, a w tym czasie Ania i ja zrobiliśmy szybkie zakupy. Po nich zadzwoniłem do Britza zgłaszając nasze awarie i umówiłem się na popołudnie w ich oddziale w Ballinie na naprawę. Na koniec podjechaliśmy jeszcze na pobliski, stosunkowo wysoko usytuowany punkt widokowy z którego obserwowaliśmy okalające miasteczko plaże i ogrom oceanu, a dzieci zbudowały z listków tamę przeciwko rekinom, których bardzo się boją.
Z Woolgoolga ruszyliśmy prosto do Balliny, a konkretnie na lotnisko gdzie znajduje się wypożyczalnia Britz. Tam technik szybciutko uporał się z naszymi usterkami i nawet udało mu się odetkać jeden z naszych zbiorników na brudną wodę, którego do tej pory nie byliśmy w stanie normalnie opróżniać. Dał nam również namiar na fajny caravan park – Shaws Bay Holiday Park na którym zameldowaliśmy się po chwili.
Po niedzielnym obiedzie na który Ola przygotowała rosół z makaronem oraz makaron z parówkami na drugie danie, poszliśmy na spacer wzdłuż kilkusetmetrowej grobli dzielącej płynącą opodal rzekę od plaży. W czasie tej przechadzki zrobiło się ciemno, więc dzieci miały radochę z używania swoich latarek. Wśród niebieskich konstelacji udało nam się wypatrzeć Krzyż Południa, a wygwieżdżone niebo obiecuje na jutro piękną pogodę. Do kamperów wróciliśmy po 19.00, dzieci obejrzały u Sitków jakiś film, Ola i Ania zrobiły kilka prań i suszeń, a później jak zwykle spotkaliśmy się u nas na winku i browarku. Jutro planujemy dotrzeć na Gold Coast do Surfers Paradise by móc pojutrze cały dzień spędzić w jednym z tamtejszych parków rozrywki, świętując wigilię Lidkowych urodzin.
Przebieg dziś: 196,70 km
Razem: 980,30 km
Na plaży w Woolgoolga |
Na plaży w Woolgoolga |
Po powrocie do kampera Ola obmyła dzieci z soli i piachu, przebrała je w suche rzeczy, a w tym czasie Ania i ja zrobiliśmy szybkie zakupy. Po nich zadzwoniłem do Britza zgłaszając nasze awarie i umówiłem się na popołudnie w ich oddziale w Ballinie na naprawę. Na koniec podjechaliśmy jeszcze na pobliski, stosunkowo wysoko usytuowany punkt widokowy z którego obserwowaliśmy okalające miasteczko plaże i ogrom oceanu, a dzieci zbudowały z listków tamę przeciwko rekinom, których bardzo się boją.
Na punkcie widokowym |
Z Woolgoolga ruszyliśmy prosto do Balliny, a konkretnie na lotnisko gdzie znajduje się wypożyczalnia Britz. Tam technik szybciutko uporał się z naszymi usterkami i nawet udało mu się odetkać jeden z naszych zbiorników na brudną wodę, którego do tej pory nie byliśmy w stanie normalnie opróżniać. Dał nam również namiar na fajny caravan park – Shaws Bay Holiday Park na którym zameldowaliśmy się po chwili.
Po niedzielnym obiedzie na który Ola przygotowała rosół z makaronem oraz makaron z parówkami na drugie danie, poszliśmy na spacer wzdłuż kilkusetmetrowej grobli dzielącej płynącą opodal rzekę od plaży. W czasie tej przechadzki zrobiło się ciemno, więc dzieci miały radochę z używania swoich latarek. Wśród niebieskich konstelacji udało nam się wypatrzeć Krzyż Południa, a wygwieżdżone niebo obiecuje na jutro piękną pogodę. Do kamperów wróciliśmy po 19.00, dzieci obejrzały u Sitków jakiś film, Ola i Ania zrobiły kilka prań i suszeń, a później jak zwykle spotkaliśmy się u nas na winku i browarku. Jutro planujemy dotrzeć na Gold Coast do Surfers Paradise by móc pojutrze cały dzień spędzić w jednym z tamtejszych parków rozrywki, świętując wigilię Lidkowych urodzin.
Przebieg dziś: 196,70 km
Razem: 980,30 km
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz