środa, 11 lipca 2012

Dzień 4.

   Na dzisiaj zaplanowaliśmy zwiedzanie Sydney. W związku z tym wstaliśmy o 6.00 gdy było jeszcze ciemno i po niecałych dwóch godzinach przeznaczonych na śniadanie i wyszykowanie dzieciaków, wyruszyliśmy do City. Najpierw autobusem linii 478, a następnie pociągiem z Rockdale. Wysiedliśmy na stacji Town Hall i od razu udaliśmy się w kierunku Sydney Tower przechodząc między innymi wzdłuż Queen Victoria Building (QVB). Na tarasie widokowym Sydney Tower podziwialiśmy roztaczającą się wokół panoramę, a że pogoda i widoczność były dzisiaj znakomite, widać było na odległość około osiemdziesięciu kilometrów.

Na Sydney Tower

   Z Sydney Tower poszliśmy spacerkiem na Circular Quay, a następnie do Opera House jedząc po drodze pyszne lody. Wokół Opery trwa właśnie remont schodów, więc nieco psuje to wrażenie, ale i tak wygląda ona pięknie i okazale. Pospacerowaliśmy trochę wokół oraz zerknęliśmy do wnętrza, a potem poszliśmy do przylegających do Opery Royal Botanic Gardens. Tam spędziliśmy nieco czasu, to spacerując w kierunku Mrs Macquaries Chair, to wypoczywając na ławeczce, to znów oglądając rosnące tu okazy flory.

Lodzika?

Harbour Bridge

Przy Opera House

W Sydney
 
W Royal Botanic Gardens

W Royal Botanic Gardens
 
W Royal Botanic Gardens

   Po opuszczeniu ogrodów skupiliśmy się na znalezieniu salonu Telstry by kupić wreszcie prepaida z dostępem do netu, a na koniec weszliśmy jeszcze do wzniesionego w stylu bizantyjskiego pałacu QVB, by popodziwiać jego piękne, imponujące rozmiarami i przepychem wnętrza. Nie jesteśmy pewni, ale wydaje nam się, że kiedyś wisiało tam wahadło Foucaulta, natomiast na 100% zniknęła gablota z lalką przedstawiającą postać Królowej Victorii w szatach koronacyjnych. W międzyczasie na zewnątrz zrobiło się już zupełnie ciemno, a dzieciom wyczerpały się baterie. Szybciutko pognaliśmy więc na pociąg i autobus powrotny na caravan park.

Wracamy na kemping

   Dzieci padły ze zmęczenia po drodze, więc po dotarciu do kampera Ola natychmiast przygotowała je do spania i przeniosła się z nimi do Sitków, a ja, nie wiem już który raz, pojechałem do Władzi by odebrać czerwoną walizkę z rzeczami Oli, która dojechała w międzyczasie. Została już tylko jedna torba Sitków. Ciekawe kiedy i czy w ogóle przyleci? Jadąc z City autobusem uruchomiliśmy kupionego prepaida i udało nam się pierwszy raz zadzwonić ze Skype do mojej Mamy.

Przebieg dziś: 19,50 km
Razem: 96,80 km

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz