O 8.20 wyrwało nas ze snu pukanie do drzwi kampera. To Władzia przyniosła nam kurtki byśmy mogli opatulić się nimi i przyjść na śniadanie i gorącą herbatę po rzeczywiście bardzo chłodnej nocy. Nie była to jednak pierwsza pobudka tego dnia – kilkanaście minut po trzeciej nad ranem obudziły się dzieci nie przestawione jeszcze na tutejszy czas. Na szczęście Tomek tylko się wysikał, natomiast Maja oprócz sikania stwierdziła, że jest głodna i chce jej się pić. Cóż było robić…? Musiałem wyleźć z w miarę nagrzanego śpiwora i pójść do domu po ciepłą wodę oraz kromkę chleba.
Po śniadaniu zadzwoniłem po raz pierwszy do biura zaginionego bagażu Singapore Airlines aby dowiedzieć się jak wyglądają sprawy. Niestety nikt nie odebrał, więc nagrałem się na sekretarkę z prośbą o oddzwonienie. Kolejne godziny oczekiwania na jakieś wieści wykorzystaliśmy na dokładne sprzątanie kampera i mycie wszystkich naczyń oraz sprzętów. Jako, że wieści nie nadchodziły pojechaliśmy, prowadzeni przez Piotra, na pierwsze zakupy, aby móc rozpocząć samodzielne życie. Po powrocie do Władzi ponownie zadzwoniłem do biura zaginionego bagażu. Tym razem z powodzeniem. Jednak nasz przypadek okazał się na tyle skomplikowany z racji nie do końca prawidłowo złożonej reklamacji na bagaż Sitków, że konieczne okazało się pojechanie na lotnisko celem przedłożenia wszystkich posiadanych przez nich kwitów i wyjaśnienia nieporozumienia.Niestety sprawy nie wyglądają różowo, gdyż w systemie widać tylko sześć naszych toreb, które nie wiadomo kiedy przyjadą, a po pozostałych słuch póki co zaginął.
Gdy wróciliśmy do Władzi, to czym prędzej pozbieraliśmy nasze rzeczy i pojechaliśmy na nieodległy Rockdale Caravan Park, by tam spędzić noc z ogrzewaniem. Po drodze dzieci nam posnęły, ale obudziły się na kolację i potem jeszcze długo dokazywały, gdy tymczasem my wraz z Sitkami spędzamy bardzo późny wieczór przy winie i piwie rozważając wszelkie możliwe scenariusze związane z naszymi bagażami. Pomału zaczyna nas opuszczać optymizm. Kolejny dzień i noc w tych samych ciuchach. Zaskakująco dobrze to znoszą...
Przebieg dziś: 14,70 km
Fernanda z biura zaginionego bagażu |
Gdy wróciliśmy do Władzi, to czym prędzej pozbieraliśmy nasze rzeczy i pojechaliśmy na nieodległy Rockdale Caravan Park, by tam spędzić noc z ogrzewaniem. Po drodze dzieci nam posnęły, ale obudziły się na kolację i potem jeszcze długo dokazywały, gdy tymczasem my wraz z Sitkami spędzamy bardzo późny wieczór przy winie i piwie rozważając wszelkie możliwe scenariusze związane z naszymi bagażami. Pomału zaczyna nas opuszczać optymizm. Kolejny dzień i noc w tych samych ciuchach. Zaskakująco dobrze to znoszą...
Przebieg dziś: 14,70 km
Razem: 28,00 km
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz