czwartek, 23 sierpnia 2012

Dzień 47.

   Dla niektórych z nas poranek do najprzyjemniejszych nie należał. Ola, Władzia i Tomek czymś się wczoraj struli i w zasadzie do południa nie byli w stanie funkcjonować. W związku z tym na zaplanowaną wycieczkę do Sydney Olympic Park pojechaliśmy dopiero o 13.00. Wcześniej na ile zdrowie pozwalało, pakowaliśmy torby i walizki, szykując się do jutrzejszego opuszczenia kamperów. Po kompleksie olimpijskim Sydney 2000 szwendaliśmy się godzinę z hakiem przy niezwykle silnym i porywistym wietrze.

Znicz olimpijski

Nasza medalistka

   Następnie pojechaliśmy na znany nam już z początku pobytu w Australii Grand Pines Caravan Park położony nieopodal lotniska. Tutaj zaczęliśmy szykować się do zorganizowanej przez Władzię urodzinowej kolacji w Club Rivers. Rezerwację mieliśmy zrobioną na 18.00, więc trzeba się było spieszyć.

A Tomcio bawi się w najlepsze

   Tuż po 17.00 wyjechaliśmy i po pięćdziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Prócz Władzi i Piotra, spotkaliśmy się z niewidzianym od dziesięciu lat Adamem (był sam, gdyż Alice jest akurat na Tajwanie) oraz poznaliśmy teściów Moniki: Jenny i Kena. Niestety stan zdrowia Kyle’a uniemożliwił mu i tym samym Monice, przyjazd do klubu. Szkoda, bo bardzo cieszyliśmy się, że ich znowu zobaczymy. Było bardzo sympatycznie. Dzieciaki dokazywały na niewielkim placu zabaw w stylu naszego Figloraju, my zjedliśmy smaczną kolację, a później na stół wjechał „upieczony” przez Władzię tort ze świeczkami.

Moje czterdzieści świeczek

   Spotkanie skończyło się po 21.00. Pożegnanie chwilę trwało, no bo w końcu następny raz zobaczymy się najwcześniej za pięć lat.

Wychodzimy z Club Rivers

   Spod klubu wróciliśmy na nasz kemping, położyliśmy dzieciaki spać i jeszcze na chwilę spotkaliśmy się z Sitkami próbując dokonać odprawy na jutrzejszy lot. Bezskutecznie. Zastanawiamy się czy wróży to nam podobne przygody jak podczas podróży w tę stronę.

Przebieg dziś: 63,40 km
Razem: 10 345,10 km

1 komentarz:

  1. jeszcze raz zyczymy solenizantowi superanckiej 40stki i tym razem rozbudzonym juz glosem spiewamy sto lat!

    OdpowiedzUsuń