Obudziła
mnie złowróżbna cisza. Odczekałem kilka minut aż pojawi się dźwięk pracującej
lodówki, a gdy to nie nastąpiło, wypełzłem z nagrzanego śpiwora do wnętrza
wyziębionego kampera. Przeczucie mnie nie myliło – padł akumulator życiowy.
Natychmiast odpaliłem silnik by go nieco podładować, a przy okazji zagrzać w
aucie przed pobudką reszty domowników. Po śniadaniu pokonaliśmy ostatnie
dzielące nas od Yulary kilometry i pierwsze kroki skierowaliśmy do miejscowego
Visitor Centre. Tam zaopatrzyliśmy się w mapki i pojechaliśmy na jedyny w
miasteczku kemping, po drodze tankując. Yulara to bardzo mała miejscowość
funkcjonująca jedynie na potrzeby przybywających tu w liczbie około pięciuset
tysięcy rocznie turystów. Gdyby nie Uluru i Kata Tjuta, Yulara nie miałaby
racji bytu, bo kto i w jakim celu budowałby miasteczko na środku pustyni? Na
kempingu zameldowaliśmy się od razu na dwie noce i po kilkudziesięciu minutach jechaliśmy
już do Uluru. Po drodze minęliśmy punkt poboru opłat za wjazd na teren Uluru-Kata Tjuta National Park. Zatrzymaliśmy się na najpopularniejszym parkingu - Mala carpark i zgodnie z planem,
wyruszyliśmy na spacer wokół skały. Pokonanie ponad jedenastu kilometrów zajęło
nam prawie cztery godziny. Szlak Base Walk biegnie raz bliżej, to znów w pewnym
oddaleniu od Ayers Rock, dając możliwość podziwiania zarówno detali geologicznych
czy poszczególnych malunków naskalnych, jak i całej okazałości góry z różnych
perspektyw. Pogoda była idealna. Temperatura oscylowała w okolicach 20ºC i cały czas świeciło słońce. Dzieci pokonały całą trasę o własnych
siłach, doskonale się przy tym bawiąc i stopniowo pokrywając się warstwą
czerwonego pyłu. Jedynie Nadia i Gosia od czasu do czasu dosiadały swojego
barana dając nieco odpocząć zmęczonym nogom.
Wyruszamy |
Pierwszy odpoczynek |
Na Base Walk |
Dzielni piechurzy |
Umorusany = szczęśliwy |
Koniec wędrówki - czekamy na maruderów |
Wróciwszy do aut, podjechaliśmy
kilka kilometrów na punkt widokowy, przygotowany specjalnie z myślą o
obserwowaniu Uluru podczas zachodu słońca. Jako, że pozostało do niego jeszcze
kilkadziesiąt minut, zjedliśmy na szybko resztki z wczoraj, a dzieciarnia znowu
z rozkoszą poczęła ryć w czerwonej glebie. Słońce zaszło, skała pozmieniała
kolory i tyle. Jak co dzień od milionów lat.
Wróciliśmy na kemping, a Sitki jeszcze po drodze zrobili zakupy. Wszyscy jesteśmy dosyć padnięci, więc czym prędzej idziemy spać, bo jutro czeka nas pobudka o 6.00 – chcemy zobaczyć wschód słońca. Oczywiście przy Uluru.
Przebieg dziś: 73,50 km
Razem: 6 525,70 km
W oczekiwaniu na zachód słońca |
Landszafcik |
Pod pyłem - Majka |
Wróciliśmy na kemping, a Sitki jeszcze po drodze zrobili zakupy. Wszyscy jesteśmy dosyć padnięci, więc czym prędzej idziemy spać, bo jutro czeka nas pobudka o 6.00 – chcemy zobaczyć wschód słońca. Oczywiście przy Uluru.
Przebieg dziś: 73,50 km
Razem: 6 525,70 km
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz