Wyspaliśmy
się. Gdy grubo po 8.00 otwieraliśmy oczy, słońce stało wysoko i po nocnym
chłodzie nie było już śladu. Ze śniadaniem i przygotowaniami do czekającej nas
całodziennej jazdy również specjalnie się nie spieszyliśmy. W tym czasie dzieci
zaopatrzone przez Tomka w kolorowe lizaki bawiły się i ganiały wokół kamperów
pod dowództwem Lidki. W ogóle Lidka jest świetnym animatorem dziecięcych
zabaw i gdyby nie ona, my dorośli musielibyśmy dużo więcej czasu i inwencji
poświęcać naszym maluchom. Wystarczy jedynie poprosić ją by zajęła się dziećmi
i można być pewnym, że świetnych, często mrożących krew w żyłach pomysłów na rozmaite
zabawy jej nie zabraknie, a najmłodsi jak zwykle będą zachwyceni, roześmiani i
rozbrykani. Ruszyliśmy około południa i resztę dnia można streścić słowami: patataj,
patataj, patataj… Pierwszy postój zrobiliśmy na punkcie widokowym na Lasseter
Hwy, z którego podziwialiśmy Mount Conner, mylony często przez jadących tędy po
raz pierwszy turystów z Uluru.
Kilkanaście kilometrów dalej zatrzymaliśmy się w Curtin Springs by nabrać wody i popytać się o możliwość dotarcia i zaobozowania pod Mount Conner. Z wodą (nalewaną w towarzystwie emu) nie było problemu, natomiast z rzetelnymi informacjami już tak.
Niewiele się dowiedziawszy zawróciliśmy na Lasseter Hwy by po dziesięciu kilometrach skręcić na południe w nieutwardzoną drogę wiodącą do Mulga Park, w nadziei, iż będzie można z niej zboczyć pod Mount Conner. Po przejechaniu sześciu kilometrów stwierdziliśmy jednak, że nasze kampery nie wytrzymają jazdy tym wyboistym, pylnym szlakiem i z żalem zawróciliśmy na główną szosę.
Gdy wieczorem przeglądaliśmy mapę, okazało się, że i tak traktem którym jechaliśmy nie udałoby się nam dotrzeć w zaplanowane miejsce. Jedynie dobrze przygotowane i wyekwipowane pojazdy z napędem na cztery koła mają jakieś szanse. Na noc zatrzymaliśmy się na rest arei trzydzieści kilometrów od Yulary. Wieczorem wdrapaliśmy się pokrytą czerwonym i mięciutkim piachem ścieżką na niewielkie wzniesienie, z którego obserwowaliśmy zachód słońca na tle Uluru i Kata Tjuta. Dzieci oczywiście szalały w rudym pyle.
Przebieg dziś: 321,50 km
Razem: 6 452,20 km
Mount Conner |
Mt Conner i szosa do Uluru |
Spłukiwanie czerwonego pyłu |
Kilkanaście kilometrów dalej zatrzymaliśmy się w Curtin Springs by nabrać wody i popytać się o możliwość dotarcia i zaobozowania pod Mount Conner. Z wodą (nalewaną w towarzystwie emu) nie było problemu, natomiast z rzetelnymi informacjami już tak.
Żyj jak emu - po swojemu! |
Niewiele się dowiedziawszy zawróciliśmy na Lasseter Hwy by po dziesięciu kilometrach skręcić na południe w nieutwardzoną drogę wiodącą do Mulga Park, w nadziei, iż będzie można z niej zboczyć pod Mount Conner. Po przejechaniu sześciu kilometrów stwierdziliśmy jednak, że nasze kampery nie wytrzymają jazdy tym wyboistym, pylnym szlakiem i z żalem zawróciliśmy na główną szosę.
Droga dla 4WD |
Zawracamy |
Takie drogi nie dla naszych kamperów |
Gdy wieczorem przeglądaliśmy mapę, okazało się, że i tak traktem którym jechaliśmy nie udałoby się nam dotrzeć w zaplanowane miejsce. Jedynie dobrze przygotowane i wyekwipowane pojazdy z napędem na cztery koła mają jakieś szanse. Na noc zatrzymaliśmy się na rest arei trzydzieści kilometrów od Yulary. Wieczorem wdrapaliśmy się pokrytą czerwonym i mięciutkim piachem ścieżką na niewielkie wzniesienie, z którego obserwowaliśmy zachód słońca na tle Uluru i Kata Tjuta. Dzieci oczywiście szalały w rudym pyle.
Najlepsza zabawa - umorusać się! |
Uluru z daleka |
Na zachodzie słońca |
Przebieg dziś: 321,50 km
Razem: 6 452,20 km
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz