Całą noc
lał deszcz. Rano przed naszymi autami było jedno wielkie bajoro. Do tego
zrobiło się przenikliwie zimno. W takich warunkach trudno było wstać i
pozbierać się do wyjazdu. Byliśmy gotowi dopiero o 10.30. A potem już tylko
jechaliśmy, robiąc po drodze jedynie dwie przerwy: jedną by rzucić okiem na
spotkaną w Holbrook, intrygującą łódź podwodną, a drugą na tankowanie. Do
Canberry dotarliśmy przed 16.00 i natychmiast skierowaliśmy się do budynku parlamentu (Parliament House). Zostawiliśmy auta na jego podziemnym parkingu i migusiem pobiegliśmy
na górę. Została nam godzina z kilkoma minutami na zwiedzenie tego pięknego,
ogromnego gmachu. Budynek australijskiego parlamentu jest otwarty dla
publiczności i praktycznie w każde interesujące miejsce można wejść samemu.
Zobaczyliśmy The Great Hall, sale posiedzeń: Izby Reprezentantów i Senatu, a
nawet, pomimo paskudnej pogody, wjechaliśmy na trawiasty dach, nad którym góruje
osiemdziesięciometrowy maszt z powiewającą australijską flagą.
Hol |
Sala posiedzeń Senatu |
Na dachu |
Sala posiedzeń Izby Reprezentantów |
Dawny budynek parlamentu i War Memorial w tle |
Przed Great Verandah |
Godzina minęła
nam bardzo szybko. Poganiani do wyjścia przez płynące z głośników komunikaty,
wróciliśmy do kamperów i pojechaliśmy na niedaleki Carotel Caravan Park. Tam dowiedzieliśmy
się, że dzisiaj rano spadło półtora centymetra śniegu, co podobno jest
zjawiskiem absolutnie niezwykłym. Dzisiejsza noc również zapowiada się mroźnie.
Nagrzewnice w kamperach działając na pełnych obrotach, ledwo dają radę utrzymać
temperaturę powyżej 20ºC, ale
mimo to spędzamy wieczór towarzysko z Sitkami, trochę tylko dzwoniąc zębami o
szklanki.
Przebieg dziś: 349,30 km
Razem: 9 717,30 km
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz