piątek, 29 czerwca 2012

Dzień -7

   No i został już tylko tydzień. Ostatnie siedem dni oczekiwania i gorączkowych przygotowań. Przewalił się intensywny okres Euro 2012 - dzisiaj nad ranem wróciliśmy z ostatniego meczu rozgrywanego na polskiej ziemi - półfinału Niemcy kontra Włochy na Stadionie Narodowym w Warszawie, w którym pomimo przytłaczającego dopingu niemieckich kibiców, nasi zachodni sąsiedzi musieli uznać wyższość Azzurich i po emocjonującym spotkaniu ulegli 1:2. Teraz czeka nas już tylko niedzielny finał na Ukrainie, gdzie Hiszpania zagra z Włochami. I komu tu kibicować...?

   Dzisiaj skończył się również rok szkolny, więc Ola, Zosia i Lidka mają już wakacje. Jedynie nasze przedszkolaki czyli Maja i Tomek będę chodziły aż do przedednia wyjazdu czyli do czwartku. Niestety bez Gosi, która zachorowała na szkarlatynę. Miejmy nadzieję, że do piątku  wydobrzeje na tyle, by nie cierpieć dodatkowo z powodu swej niedyspozycji oraz, że nie pozaraża rodzeństwa. Tymczasem wraz z ostatnim dzwonkiem zaczęły się u nas upały i dzisiaj temperatura oscylowała w okolicy 30°C - nareszcie lato!

środa, 6 czerwca 2012

Dzień -30

   Do wyjazdu pozostało już tylko trzydzieści dni, czas więc zacząć pisanie tego bloga. Prawie dwuletni okres przygotowań dobiega właśnie końca. Dzisiaj rano załatwiłem ostatnią istotną rzecz związaną z podróżą, a mianowicie transport na i z krakowskiego lotniska. Tym samym na liście spraw do odhaczenia przed wyjazdem pozostało już tylko pakowanie i kilka pomniejszych punktów, takich jak pozakręcanie wody, odpięcie zasilania od niektórych urządzeń, pozostawienie kluczy komu trzeba itp., które będzie można zrobić dopiero w dniu wyjazdu.

   Na kolejny (trzeci już) wyjazd do Australii zdecydowaliśmy się w zasadzie natychmiast po powrocie z poprzedniego. Jednak zajęło nam prawie osiem lat wyznaczenie konkretnego roku w którym ponownie odwiedzimy kraj downunder. Wiadomo - w tym czasie urodziła nam się dwójka naszych kochanych maluchów i wszystko co robiliśmy było im podporządkowane. Chcieliśmy też aby Maja i Tomek byli już na tyle duzi, by coś z tej podróży mieli i by jakieś okruchy wspomnień w ich głowach pozostały. Koniec końców jakieś dwa lata temu ustaliliśmy, że będzie to rok 2012 i bez pośpiechu rozpoczęliśmy przygotowania. Wymyśliliśmy, iż byłoby sympatycznie namówić do tej idei rodzinę Sitków i na tej pracy początkowo skupiliśmy się, gdyż od ich decyzji zależało sporo: między innymi data podróży (Zosia i Lidka chodzą do szkoły, więc wyjazd z nimi musi zmieścić się w czasie trwania wakacji), liczba wypożyczanych camperów, trasa i wiele, wiele innych. Przekonanie Tomka i dziewczyn nie nastręczyło w zasadzie żadnych trudności, jedynie Ania była od początku bardzo sceptyczna by nie powiedzieć, że całkowicie nieprzychylna temu pomysłowi. Ale po półrocznym wierceniu dziury w brzuchu w końcu się udało i na początku 2011 roku zapadła decyzja, iż jedziemy w dwie rodziny czyli dziesięć 0sób. Wtedy zaczęliśmy się zastanawiać nad konkretną datą wyjazdu. Stwierdziliśmy, że z racji odległości dzielącej Polskę od Australii, a co za tym idzie trwającej ponad dobę i koszmarnie męczącej podróży, trzeba tam być jak najdłużej by do maksimum wykorzystać wakacje. Po kilkudniowych naradach postanowiliśmy wyjechać 6 lipca i wrócić do Polski 25 sierpnia. Następnie trzeba było sprawdzić dostępność i ceny camperów w tym okresie. Z racji dobrych dotychczasowych doświadczeń z wypożyczalnią Britz nie kombinowaliśmy wiele i postanowiliśmy ponownie skorzystać z ich usług, zwłaszcza, że oferują spore rabaty dla stałych klientów. Niestety okazało się, że cennik na 2012 rok pojawi się dopiero w lipcu. W związku z tym zmuszeni byliśmy poczekać do tego czasu, odsuwając również na później zarezerwowanie lotów. Gdy wreszcie w połowie lipca ukazał się cennik na 2012 rok, rozpoczęliśmy kilkudniowe negocjacje drogą mailową z wypożyczalnią, by na koniec zaklepać sobie dwa campery na interesujący nas okres w satysfakcjonującej cenie (dodatkowe rabaty za długi okres wypożyczenia oraz za bardzo wczesną rezerwację). Potem przyszedł czas na samolot. Z tym tematem szarpaliśmy się aż do września, gdyż początkowo również nie było jeszcze lotów na ten okres (pokazały się dopiero pod koniec sierpnia), a potem cena każdego dnia była inna - raz wyższa, raz niższa i chcieliśmy się dobrze wstrzelić, co ostatecznie się nam udało. I w tym momencie najgrubsze i najistotniejsze sprawy mieliśmy pozałatwiane, co tak naprawdę dopiero urealniło nasz wyjazd i spowodowało, że zaczęliśmy z niecierpliwością odliczać najpierw miesiące, potem tygodnie, a teraz już dni do opuszczenia Polski. W kolejnych miesiącach załatwiliśmy jeszcze nowe paszporty dla dzieci, następnie wizy wjazdowe oraz sporządziliśmy listę niezbędnych rzeczy, które na te wakacje musimy jeszcze kupić i sukcesywnie ją realizowaliśmy. W tej chwili w zasadzie wszystko już mamy i pozostaje nam jedynie czekać, a podczas tego oczekiwania czytanie przewodników i planowanie w zarysie trasy jaką pokonamy w ciągu tych siedmiu tygodni. Nawet listę bagażu do spakowania oraz listę pierwszych zakupów zaopatrujących naszego campera we wszystko co potrzebne, mamy już gotowe.

   A tak lecimy:

tam:
  1. 06.07 - LH 1369 - Kraków 18:35 - Frankfurt 20:15
  2. 06.07 - LH 778 - Frankfurt 21:35 - Singapur 15:50 (07.07)
  3. 07.07 - LH 9780 - Singapur 20:10 - Sydney 05:55 (08.07)
i z powrotem:
  1. 24.08 - LH 9781 - Sydney 15:15 - Singapur 21:40
  2. 24.08 - LH 779 - Singapur 23:05 - Frankfurt 05:40 (25.08)
  3. 25.08 - LH 1364 - Frankfurt 08:25 - Kraków 10:00
   Jak widać w Sydney będziemy bardzo wcześnie rano. Mam nadzieję, że uda nam się pospać w samolocie i nie będziemy (zwłaszcza dzieci) skrajnie wyczerpani podróżą, bo o godzinie 10.00 otwierają wypożyczalnię i odbieramy nasze campery. Co dalej - zobaczymy na miejscu.

   To tyle w pierwszym poście. Idę czekać...